Na Haiti żyją do
dzisiaj bardzo dziwni murzyni, którzy mają jasną karnację, niebieskie oczy,
miewają jasne włosy i europejskie rysy twarzy, niektórzy twierdzą nawet, że są
to rysy słowiańskie. Nazywają siebie i nazywani są przez innych Haitańczyków
Polakami i są nimi w pewnym sensie, będąc potomkami polskich żołnierzy,
wysłanych na Haiti przez Napoleona Bonaparte w celu stłumienia buntu
murzyńskich niewolników w 1803 roku. Na wyspę dotarło kilka tysięcy Polaków,
większość jednak zmarła, głównie z powodu żółtej febry. Tych którzy przeżyli
było kilkuset, po wiernej początkowo służbie francuskim władzom kolonialnym
przeszli na stronę czarnych bojowników o wolność. Po proklamowaniu pierwszej na
świecie czarnej republiki byli jedynymi białymi na wyspie, ponieważ wszystkich
innych białych, którzy nie zdołali uciec murzyni wyłapali i wyrżnęli. Do
Polaków przylgnęło miano zdrajców rasy.
Potomkowie tych
żołnierzy żyją dzisiaj w różnych miejscach kraju, część z nich „rozpuściła się”
w miejscowej ludności i zatraciła pamięć o swoich korzeniach. Zapewne nie
przychodziło im to łatwo, bo w burzliwych dziejach Haiti wiele było momentów, w
których odcień koloru skóry decydował o przeżyciu. Są jednak na tej wyspie do
dzisiaj miejscowości, w których cała ludność ma wspólnych, polskich przodków i
nazwiska, zmodyfikowane wprawdzie ale z widocznym polskim pochodzeniem. Do
jednej z takich miejscowości o nazwie Cazale, dotarł pod koniec lat 90-siątych
XX wieku włoski dziennikarz Riccardo Orizio, co opisał w książce „Zaginione
białe plemiona”. Jest to wioska w trudno dostępnych górach na północy kraju,
bez elektryczności, szkoły, a nawet kościoła. Jej mieszkańcy są bardzo biedni i
znają tylko język kreolski. Oprócz ich europejskich rysów i niebieskich oczu
Orizio zaobserwował u nich polską mentalność. Czują się Polakami i cały czas
czekają, aż przybędzie ktoś z Polski i im pomoże lub ich do Polski zabierze.
Nie jest jednak do końca pewne
czy ich oczekiwania i ciągoty do Polski mają genezę w ich polskim pochodzeniu,
czy też ktoś im je wmówił i je w nich rozbudził, miały bowiem miejsce dwa
bardzo doniosłe w życiu wioski wydarzenia. W 1980 roku przybył do wioski Polak,
który wiele tym ludziom obiecywał powołując się na wspólnych przodków, a nawet
zabrał do Polski jednego z mieszkańców wioski – kapłana voodoo – Amona
Fremona. Przez prawie cały rok obwoził go po Polsce i organizował
potajemnie obrzędy voodoo, od których „Związek Radziecki miał się stać mniej
niezwyciężony”. Drugim wydarzeniem była wizyta papieża Jana Pawła II na Haiti,
władze wyposażyły ich w biało – czerwone chorągiewki i przywiozły na lotnisko,
żeby witali go jako rodaka. Papież obiecał im pomoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz