wtorek, 9 sierpnia 2016

Zapomniany szpieg

Warto jednak o nim przypominać, bo jego krótki życiorys jest oszałamiający i wzbudza ogromny szacunek. Jako 16 letni chłopiec w 1824 roku Jan Prosper Witkiewicz  przebył straszną drogę na zesłanie. Szedł pieszo z Moskwy do twierdzy granicznej cara Mikołaja I w Orsku na skraju stepów kazachskich. Ponad tysiąc kilometrów wędrówki trwało kilka miesięcy, cały czas w kajdanach i skuty z innymi zesłańcami. Ta wędrówka z kajdanami na nogach i rękach sama w sobie była dotkliwą karą dla ucznia gimnazjum za napisanie kilku patriotycznych wierszy i Witkiewicz przeżył ją jakoś chyba tylko dlatego, że odbyła się latem, a nie zimą. Po dotarciu do celu - Orska, jednak wcale nie zrobiło się fajniej.


Witkiewicz był stryjem sławnego Witkacego, którego nie miał szans poznać ani nawet się o nim dowiedzieć. Poza tym pochodził z rodziny szlacheckiej, jego ojciec był marszałkiem sejmiku powiatowego, no i pisał wiersze, był więc młodzieńcem wrażliwym i szczerym polskim patriotą. Bardzo bolesne musiało być dla niego skazanie na dożywotnią służbę bez możliwości awansu w wojsku znienawidzonego caratu. Świat musiał mu się wydać piekłem, gdy po dotarciu do Orska zdjęto mu kajdany i poddano okrutnemu i upokarzającemu szkoleniu rekruckiemu, tym bardziej że dręczyli go i pouczali prości i ograniczeni sołdaci, którzy byli wciągnięci do wojska siłą i uważali się za skrzywdzonych. W zesłańcach przedstawianych oficjalnie jako wichrzycieli upatrywali oni pośredniej przyczyny swojego przymusowego poboru.
Po okresie rekruckim Witkiewicz odbywał służbę ochrony granicy imperium i ekspedycji oraz karawan. Na południe od Orska nie było żadnych osad tylko stepy i pustynie, po których przemieszczały się ludy koczownicze. Dla młodego Witkiewicza wyjazdy na pustynię były tajemnicze i ekscytujące, stanowiły odskocznię od znienawidzonej carskiej służby i garnizonowego drylu. Bardzo te wypady na pustynię polubił, zwłaszcza gdy stwierdził, że w twierdzy nie może swobodnie rozmawiać nawet z rodakami innymi zesłańcami, bo wielu z nich przeszło na prawosławie i odżegnywało się od Polski. Całą swoją sympatię przelał więc na wolne ludy koczowników, uczył się ich obyczajów i języków, zdobył sobie również ich szacunek, nadali mu imię Batyr. Gdy w Polsce wybuchło Powstanie Listopadowe Witkiewicz miał 22 lata,. a potrafił się już porozumiewać z Kirgizami, Kazachami, Afgańczykami, Arabami i Persami. Jego znajomi twierdzili, że łącznie z europejskimi znał 19 różnych języków.
Nadzwyczajne  umiejętności Witkiewicza postanowiły wykorzystać carskie służby wywiadowcze w rywalizacji z Brytyjczykami o  wpływy na Bliskim Wschodzie. Awansowali go i uwikłali w rozgrywki dyplomatyczne w Iranie i Afganistanie. Witkiewicz znalazł się w trudnej sytuacji, pełnej dylematów moralnych. Z jednej strony nienawidził caratu, a także nie chciał zawieść ludzi z pustyni, których carski wywiad zamierzał w swoich gierkach wykorzystać, a z drugiej jako carski oficer musiał się wykazywać sukcesami. Wysyłano go na samodzielne misje, między innymi do Buchary i Kabulu i być może zaczął także współpracę z wywiadem brytyjskim. W tamtym czasie wielu patriotów polskich, którzy musieli żyć na emigracji uważało, że wciągnięcie Rosji w wojnę z Anglią dobrze przysłuży się Polsce, może Witkiewicz również chciał doprowadzić do konfliktu między tymi mocarstwami.
Przyczyna jego śmierci do dzisiaj budzi kontrowersje. Absolutnie nie do przyjęcia jest wersja o samobójstwie podana przez oficjalną carską propagandę. Dlaczego Witkiewicz miałby jechać aż tysiąc kilometrów do Petersburga, żeby wkrótce po przyjeździe się zastrzelić? Tym bardziej, że miał wtedy 31 lat i nie można powiedzieć, żeby miał słaby charakter, bo przecież przeżył morderczą drogę na miejsce zesłania oraz ogłupiające i upokarzające szkolenie w carskim wojsku. Równie mało wiarygodna jest wersja, że zgładzili go Anglicy. No bo niby dlaczego nie zrobili tego wcześniej, tysiąc kilometrów od Petersburga? Specjalnie czekali aż dojedzie do centrum imperium, które jak żadne inne miejsce było nasączone carskimi szpiclami? Prawdopodobna jest tylko opcja, że zgładziły go same carskie służby. Uznały, że jego wiedza o ich dotychczasowej działalności oraz jego umiejętności są dla nich zbyt niebezpieczne. Zwłaszcza, że Witkiewicz nigdy się do końca nie zrusyfikował, nie akceptował faktu że w carskiej armii Mikołaja I nie do pomyślenia było, żeby oficer o niższym stopniu nie był służalczy wobec oficera wyższego stopniem.                                                                              



1 komentarz: