sobota, 7 stycznia 2017

Dużo może jeden człowiek

Latem 1993 roku Greg Mortenson brał udział w wyprawie, która miała wejść na górę K2 w Karakorum. Wtedy był jeszcze himalaistą. Z różnych względów na górę wleźć mu się nie udało, a gdy wracał z wyprawy osłabiony i wycieńczony zawędrował do nieznanej mu pakistańskiej wioski. Można powiedzieć, że powierzył swoje życie obcym ludziom, bo bardzo potrzebował wypoczynku i jedzenia. Mieszkańcy wioski niczego mnie mili w nadmiarze, jednak nie szczędzili mu pożywienia i zaopiekowali się nim. Dochodził do siebie okryty najcieplejszą kołdrą w całej wiosce. Gdy wróciły mu siły zaczął spacerować po wiosce i przyglądać się życiu jej mieszkańców.


Bardzo się wzruszył, gdy zobaczył pilnie uczące się dzieci. Ich chęć i zapał do nauki były tak wielkie, że uczyły się tabliczki mnożenia siedząc w kręgu na gołej ziemi i bez nauczyciela, który przychodził do wioski tylko dwa razy w tygodniu. Pakistański rząd nie zbudował szkoły dla setki dzieci w tej wiosce, której nie było stać na utrzymanie nauczyciela. Lekcje na wolnym powietrzu można było kontynuować tylko w lecie, bo przez resztę roku w tej górskiej dolinie nad dopływem Indusu jest za zimno. Greg Mortenson tak się przejął losem tych północno-pakistańskich dzieci, że obiecał mieszkańcom wioski, że zbuduje im szkołę i w tym momencie przestał być himalaistą.

Co roku przez wioski w górach Karakorum przechodzą dziesiątki wypraw i setki ludzi, którzy idą zdobywać szczyty. Są regiony Pakistanu, które żyją z zaopatrywania tych wypraw. Wszyscy ci himalaiści doskonale widzieli nędzę pakistańskich wieśniaków, żyjących w dolinach Karakorum, na pograniczu z Indiami. Wielu z nich obiecało zrobić coś, żeby im pomóc,  jednak żaden nie traktował tych obietnic poważnie i po powrocie do swych krajów zapominali o  całej sprawie. Greg Mortenson wziął sobie obietnicę do serca. Trzeci raz wymieniłem jego nazwisko, ale uważam że trzeba o nim dużo mówić, bo to gościu wyjątkowy.

Po powrocie do Kaliforni zaczął się zastanawiać jak spełnić obietnicę, potrzebował przede wszystkim pieniędzy. Z wykształcenia jest sanitariuszem, a jego wielką pasją była wspinaczka. Między jedną górską wyprawą, a drugą pracował na dyżurach w różnych szpitalach. Nie wynajmował nawet mieszkania, bo szkoda mu było pieniędzy, które wolał przeznaczać na swoje górskie eskapady. Dla zdobycia funduszy na budowę szkoły wysyłał setki listów do celebrytów, pisarzy, prezenterów, itp. Efekt tych listów był mizerny, a właściwie żaden. Fundusze zdobył dopiero po tym jak jego znajomy opublikował w czasopiśmie dla miłośników gór artykuł, w którym przedstawił jego historię i plany.


Oczywiście od zdobycia funduszy była jeszcze daleka droga do budowy szkoły Trzeba było wytargować i zakupić materiały budowlane na pakistańskich bazarach, co wcale nie jest łatwe. Trzeba było również przetransportować te  materiały w niedostępne góry niebezpiecznymi drogami, z których większość wiedzie na przepaścią. Szlak, po którym Mortenson musiał jechać to najwyżej położona droga na świecie. Zarówno kupując jak i transportując materiały budowlane były himalaista potrafił zjednać sobie przypadkowych ludzi i przekonać ich do idei budowy szkoły dla biednych, wiejskich dzieci. Angażując całą siłę swojej woli i całą swoją pasję, którą do tamtego czasu poświęcał wyprawom wspinaczkowym, pokonując wiele problemów doprowadził do zbudowania szkoły we wsi Korphe.


W trakcie realizacji swojej obietnicy przekonał się, że szkół brakuje w wielu górskich wioskach na północy Pakistanu. Postanowił poświęcić resztę życia, żeby to zmienić. Greg Mortenson twierdzi, że jest to jedyna dobra metoda walki z terroryzmem, jedyny sposób, żeby odciąć napływ ciemnych, niewyedukowanych ochotników do fanatycznych organizacji talibów. Dzięki jego staraniom i zaangażowaniu zbudowano już w górskich wioskach kilkadziesiąt szkół. Jego upór i silna wola pozwoliły zjednoczyć ludzi różnych narodowości i różnych religii. Doprowadził nawet do tego, że szyickie duchowieństwo wspiera go w budowaniu szkół dla dziewczynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz