czwartek, 27 grudnia 2018

Najpiękniejsze żaglowce


Klipry to były najszybsze i jak twierdzi wielu najpiękniejsze żaglowce, były jakby kwintesencją, ostatecznym produktem ewolucji towarowych statków żaglowych.  Przyczyniła się do ich budowy i upowszechnienia kalifornijska gorączka złota. Tysiące mieszańców całego kontynentu oraz przeludnionego wschodniego wybrzeża  - zarówno Amerykanów jak i świeżych przybyszów z Europy – ruszyło do Kalifornii, czyli na zachodnie wybrzeże kontynentu. Korzystali ze wszystkich dostępnych środków transportu, część poszukiwaczy poszła po prostu pieszo. Podobno poszukiwaczy złota było około 100 tysięcy, powstało wtedy miasto San Francisco.

 Ponieważ kolej transkontynentalna była dopiero na etapie idei, a inne drogi i lądowe środki transportu nie istniały trzeba było budować szybkie statki, żeby zaopatrywać w sprzęt i żywność tłumy poszukiwaczy i szybko rozwijające się miasto.Statki te nazwano kliprami, co w języku angielskim znaczy coś do skracania czasu podróży. Wprawdzie musiały mieć dość mocną konstrukcję, żeby przetrwać silne wiatry wiejące wokół przylądka Horn, generalnie jednak wymagano od nich głównie osiągania dużych prędkości. Charakteryzowały się smukłością kadłuba i dużą ilością żagli. 

Często były budowane z tanich materiałów lichej jakości, ich właściciele dorabiali się fortun wykorzystując różnicę między cenami artykułów na uprzemysłowionym wschodnim wybrzeżu Ameryki, a Kalifornią, w której wszystko było koszmarnie drogie. Czasami wystarczało kilka rejsów, żaby sporo zarobić, więc armatorom nie zależało na tym, żeby statek był szczególnie trwały, tym bardziej że zdawali sobie sprawę z ograniczonego czasu trwania gorączki złota.

 Szybkie klipry brały również udział w australijskiej gorączce złota wożąc do dalekiej Australii zarówno poszukiwaczy jak i sprzęt oraz zaopatrzenie dla nich. Gorączki złota chociaż nie trwały długo ściągały ogromne masy ludzi w jedno miejsce i przyczyniały się do powstawania nowych miast, jednak stwarzały na czas swego trwania (krótki) specyficzną miejscową koniunkturę na towary, żywność, alkohol, prostytutki – wszystko było niezwykle drogie. Bogacili się jednak podczas nich nie poszukiwacze złota tylko sprytni i operatywni kupcy, między innymi armatorzy kliprów. 

Przez kilkadziesiąt lat klipry dominowały na rynku herbacianym, gdzie przynosiły swoim właścicielom ogromne zyski. Reklama nakręciła popyt i upowszechniła w Anglii zwyczaj picia herbaty, który stał się tradycją trwającą do dzisiaj. Handel herbatą stał się bardzo intratny, do tego stopnia że koszt zakupu klipra wożącego herbatę z Chin do Anglii dookoła Afryki zwracał się po 4 – 5 rejsach. Oczywiście bardzo ważna była szybkość, bo najwyższą cenę uzyskiwano za sprzedaż herbaty ze statku, który przywiózł ją pierwszy po zbiorach, tradycją stały się wyścigi kliprów. Niektórzy Anglicy bardzo się tymi wyścigami ekscytowali i nawet zakładali się stawiając na poszczególne statki wysokie sumy.


Innym rynkiem, na którym korzystano z dużej prędkości kliprów był rynek wełniany. Tutaj również najwięcej zarabiano w Anglii na sprzedaży wełny przywiezionej z Australii po corocznym strzyżeniu owiec przez pierwszy statek. Do Australii klipry płynęły z Anglii dookoła Afryki i przylądka Dobrej Nadziei, wracały z wełną wokół przylądka Horn  i Ameryki Południowej, bo tak wieją wiatry najkorzystniejsze dla żaglowców. 

Jednak na początku XIX wieku zaczęły pływać po morzach statki napędzane silnikami parowymi. Po raz pierwszy od kilku tysięcy lat pojawiła się alternatywa dla żagli. Na początku ludzie nie do końca pokładali zaufanie w nowym rodzaju napędu, nie dowierzali nowym silnikom i statki parowe były wyposażone także w maszty i żagle. Pierwsze maszyny parowe były mało wydajne, więc takie statki potrzebowały infrastruktury, czyli portów i porcików, w których czekałoby na nie paliwo. 

W rejsy transoceaniczne musiały zabierać tyle ton węgla, że na inny ładunek pozostawało mało miejsca. Nie były w stanie skutecznie konkurować z kliprami w rejsach dookoła Afryki ale po otwarciu Kanału Sueskiego przejęły cały rynek herbaciany. Dla statków bez silnika korzystanie z kanału nie było możliwe. Tak rozpoczęło się powolne wypieranie żaglowców z kolejnych rynków, bo chociaż klipry rozwijały znacznie (3 razy) większą prędkość w sprzyjających warunkach, parowce były bardziej przewidywalne.



Jedyny kliper , który dotrwał do naszych czasów to „Cutty Sark” można go zwiedzać i podziwiać, stoi w suchym doku w Greenwich. Został zwodowany specjalnie na potrzeby rynku herbacianego w 1869 roku. W tym samym roku oddano jednak do użytku Kanał Sueski, więc szybko z tego rynku wypadł. Jego właściciel próbował się na nim utrzymać oferując przewóz herbaty za połowę ceny – nie musiał przecież kupować paliwa jak robiły to parowce. Kliper potrzebował jednak prawie 4 miesięcy na pokonanie całej trasy z Chin do Anglii płynąc dookoła Afryki, a parowce korzystając z Kanału ustaliły czas rejsu na około 2 ,miesiące. „Cutty Sark” pływał później na rynku wełnianym z Australii do Anglii, później został sprzedany Portugalczykom, a jeszcze później odkupiony przez Anglików i przeznaczony na muzeum.



2 komentarze: