Warto
jednak o nim przypominać, bo jego krótki życiorys jest oszałamiający i wzbudza
ogromny szacunek. Jako 16 letni chłopiec w 1824 roku Jan Prosper
Witkiewicz przebył straszną drogę na
zesłanie. Szedł pieszo z Moskwy do twierdzy granicznej cara Mikołaja I w Orsku
na skraju stepów kazachskich. Ponad tysiąc kilometrów wędrówki trwało kilka
miesięcy, cały czas w kajdanach i skuty z innymi zesłańcami. Ta wędrówka z
kajdanami na nogach i rękach sama w sobie była dotkliwą karą dla ucznia
gimnazjum za napisanie kilku patriotycznych wierszy i Witkiewicz przeżył ją
jakoś chyba tylko dlatego, że odbyła się latem, a nie zimą. Po dotarciu do celu
- Orska, jednak wcale nie zrobiło się fajniej.
Witkiewicz
był stryjem sławnego Witkacego, którego nie miał szans poznać ani nawet się o
nim dowiedzieć. Poza tym pochodził z rodziny szlacheckiej, jego ojciec był
marszałkiem sejmiku powiatowego, no i pisał wiersze, był więc młodzieńcem
wrażliwym i szczerym polskim patriotą. Bardzo bolesne musiało być dla niego
skazanie na dożywotnią służbę bez możliwości awansu w wojsku znienawidzonego
caratu. Świat musiał mu się wydać piekłem, gdy po dotarciu do Orska zdjęto mu
kajdany i poddano okrutnemu i upokarzającemu szkoleniu rekruckiemu, tym
bardziej że dręczyli go i pouczali prości i ograniczeni sołdaci, którzy byli
wciągnięci do wojska siłą i uważali się za skrzywdzonych. W zesłańcach
przedstawianych oficjalnie jako wichrzycieli upatrywali oni pośredniej
przyczyny swojego przymusowego poboru.
Po
okresie rekruckim Witkiewicz odbywał służbę ochrony granicy imperium i
ekspedycji oraz karawan. Na południe od Orska nie było żadnych osad tylko stepy
i pustynie, po których przemieszczały się ludy koczownicze. Dla młodego
Witkiewicza wyjazdy na pustynię były tajemnicze i ekscytujące, stanowiły odskocznię
od znienawidzonej carskiej służby i garnizonowego drylu. Bardzo te wypady na
pustynię polubił, zwłaszcza gdy stwierdził, że w twierdzy nie może swobodnie
rozmawiać nawet z rodakami innymi zesłańcami, bo wielu z nich przeszło na
prawosławie i odżegnywało się od Polski. Całą swoją sympatię przelał więc na
wolne ludy koczowników, uczył się ich obyczajów i języków, zdobył sobie również
ich szacunek, nadali mu imię Batyr. Gdy w Polsce wybuchło Powstanie Listopadowe
Witkiewicz miał 22 lata,. a potrafił się już porozumiewać z Kirgizami,
Kazachami, Afgańczykami, Arabami i Persami. Jego znajomi twierdzili, że łącznie
z europejskimi znał 19 różnych języków.
Nadzwyczajne umiejętności Witkiewicza postanowiły
wykorzystać carskie służby wywiadowcze w rywalizacji z Brytyjczykami o wpływy na Bliskim Wschodzie. Awansowali go i
uwikłali w rozgrywki dyplomatyczne w Iranie i Afganistanie. Witkiewicz znalazł
się w trudnej sytuacji, pełnej dylematów moralnych. Z jednej strony nienawidził
caratu, a także nie chciał zawieść ludzi z pustyni, których carski wywiad
zamierzał w swoich gierkach wykorzystać, a z drugiej jako carski oficer musiał
się wykazywać sukcesami. Wysyłano go na samodzielne misje, między innymi do
Buchary i Kabulu i być może zaczął także współpracę z wywiadem brytyjskim. W
tamtym czasie wielu patriotów polskich, którzy musieli żyć na emigracji
uważało, że wciągnięcie Rosji w wojnę z Anglią dobrze przysłuży się Polsce,
może Witkiewicz również chciał doprowadzić do konfliktu między tymi
mocarstwami.
Przyczyna
jego śmierci do dzisiaj budzi kontrowersje. Absolutnie nie do przyjęcia jest
wersja o samobójstwie podana przez oficjalną carską propagandę. Dlaczego
Witkiewicz miałby jechać aż tysiąc kilometrów do Petersburga, żeby wkrótce po
przyjeździe się zastrzelić? Tym bardziej, że miał wtedy 31 lat i nie można
powiedzieć, żeby miał słaby charakter, bo przecież przeżył morderczą drogę na
miejsce zesłania oraz ogłupiające i upokarzające szkolenie w carskim wojsku.
Równie mało wiarygodna jest wersja, że zgładzili go Anglicy. No bo niby
dlaczego nie zrobili tego wcześniej, tysiąc kilometrów od Petersburga?
Specjalnie czekali aż dojedzie do centrum imperium, które jak żadne inne
miejsce było nasączone carskimi szpiclami? Prawdopodobna jest tylko opcja, że
zgładziły go same carskie służby. Uznały, że jego wiedza o ich dotychczasowej
działalności oraz jego umiejętności są dla nich zbyt niebezpieczne. Zwłaszcza,
że Witkiewicz nigdy się do końca nie zrusyfikował, nie akceptował faktu że w
carskiej armii Mikołaja I nie do pomyślenia było, żeby oficer o niższym stopniu
nie był służalczy wobec oficera wyższego stopniem.