Narew przepływa na północny wschód od Łomży, a tuż za rzeką znajduje się miejscowość Piątnica, w której usytuowane są potężne rosyjskie forty z początku XX wieku. Forty te tworzące przyczółek mostowy obsadzone przez jednostki Samodzielnej Grupy Operacyjnej „Narew” skutecznie broniły Niemcom przeprawy przez rzekę we wrześniu 1939 roku. Żołnierze polscy odparli wszystkie wspierane przez lotnictwo zmasowane ataki niemieckiej dywizji piechoty powtarzane przez 4 dni od 7 do 10 września. Wieczorem 10 września Niemcy zaprzestali ataków, bo ich dywizje przeszły już Narew na zachód od Łomży zdobywając Nowogród i na wschodzie rozjeżdżając czołgami obrońców Wizny. Wystarczało im, więc poczekać aż wojska polskie same się wycofają, żeby uniknąć oskrzydlenia, co też się stało jeszcze w nocy z 10 na 11.
Forty w
Piątnicy były silną pozycją nie do zdobycia, bo broniły ich główne siły 33
pułku piechoty, który tam stacjonował z zaopatrzeniem i zapasami amunicji. Zupełnie inaczej
wyglądała sytuacja w Nowogrodzie dokąd w nocy z 30 na 31 sierpnia został
odkomenderowany jeden z batalionów 33 pułku z nieznaną ilością prowiantu i
amunicji. Ten batalion oraz kompania forteczna – razem mniej niż 500 żołnierzy
– musieli obsadzić długą linię niewielkich bunkrów, z których część była
jeszcze w budowie i czekać w nich przez 7 dni na Niemców. Teren w okolicy
Nowogrodu wyjątkowo sprzyjał obrońcom, więc musiało zawieść ich wyposażenie
albo zaopatrzenie.
W przypadku
Wizny teren obrońcom już nie tak nie sprzyjał za to ilość sprzętu w stosunku do
ilości żołnierzy była niespotykana. 340 żołnierzy i 20 oficerów to mniej więcej
tyle co batalion, a na wyposażeniu 6 lekkich dział, 24 ciężkie i 18 ręcznych
karabinów maszynowych. Pierwsza myśl jaka przychodzi do głowy to tony amunicji
potrzebne, żeby to wszystko mogło strzelać. Jedyna broń przeciwpancerna jaką
dysponowali obrońcy Wizny to 2 karabiny przeciwpancerne, mieli do nich 20
nabojów.
Nasuwają się
więc wnioski, że coś z przygotowaniem i zaplanowaniem obrony było nie tak jak
powinno, dużo prowizorki i szybkich ale chaotycznych działań w ostatniej
chwili. Charakteryzowała się tym nie tylko obrona linii Narwi, ale cała kampania
wrześniowa. O braku jej przygotowania i zaplanowania świadczyły niespójne i
często się zmieniające rozkazy naczelnego dowództwa, które podczas trwających walk
rozwiązywało stare i tworzyło nowe formacje taktyczne. Na przykład dywizję wchodzącą w
skład S. G. O. „Narew” włączono do tworzącej się armii „Modlin”. Wprowadzało to chaos i zniszczenie, takie
rozkazy rozbijały polskie jednostki równie często jak niemieckie czołgi.
To co na
mapie sztabowej wyglądało na prosty i łatwy manewr w terenie już takie nie
było. Od początku wojny polskie jednostki przemieszczały się głównie w nocy ze
względu na niemieckie lotnictwo. Jeżeli więc maszerującą nocą kilkoma drogami
na wschód dywizję – 6 tysięcy żołnierzy, tabory zaprzężone w konie, samochody,
artyleria… - doganiał rozkaz, że ma jednak maszerować na południe, a nie na wschód
oznaczało to chaos manewrów w ciemnościach i automatycznie jej rozbicie i przemieszanie, którego rankiem dokańczały niemieckie bombowce.
Na
nieprzygotowanie, niezaplanowanie i w efekcie przebieg kampanii wrześniowej duży
wpływ mieli politycy, którzy uciekli z Polski razem z naczelnym wodzem jeszcze
podczas trwania walk. No właśnie naczelny wódz – marszałek Edward Rydz –
Śmigły, prezydent przepchnął go przez kolejne szczeble kariery wojskowej i uczynił posłusznym
sobie marszałkiem. Niestety Rydz nie miał kompetencji, ani wyobraźni, a sztucznie
przyspieszona kariera pozbawiła go również autorytetu innych generałów.