Latem 1993 roku Greg Mortenson brał udział w wyprawie, która
miała wejść na górę K2 w Karakorum. Wtedy był jeszcze himalaistą. Z różnych
względów na górę wleźć mu się nie udało, a gdy wracał z wyprawy osłabiony i
wycieńczony zawędrował do nieznanej mu pakistańskiej wioski. Można powiedzieć,
że powierzył swoje życie obcym ludziom, bo bardzo potrzebował wypoczynku i
jedzenia. Mieszkańcy wioski niczego mnie mili w nadmiarze, jednak nie
szczędzili mu pożywienia i zaopiekowali się nim. Dochodził do siebie okryty
najcieplejszą kołdrą w całej wiosce. Gdy wróciły mu siły zaczął spacerować po
wiosce i przyglądać się życiu jej mieszkańców.
Bardzo się wzruszył, gdy zobaczył pilnie uczące się dzieci.
Ich chęć i zapał do nauki były tak wielkie, że uczyły się tabliczki mnożenia
siedząc w kręgu na gołej ziemi i bez nauczyciela, który przychodził do wioski
tylko dwa razy w tygodniu. Pakistański rząd nie zbudował szkoły dla setki
dzieci w tej wiosce, której nie było stać na utrzymanie nauczyciela. Lekcje na
wolnym powietrzu można było kontynuować tylko w lecie, bo przez resztę roku w
tej górskiej dolinie nad dopływem Indusu jest za zimno. Greg Mortenson tak się
przejął losem tych północno-pakistańskich dzieci, że obiecał mieszkańcom
wioski, że zbuduje im szkołę i w tym momencie przestał być himalaistą.
Co roku przez wioski w górach Karakorum przechodzą
dziesiątki wypraw i setki ludzi, którzy idą zdobywać szczyty. Są regiony
Pakistanu, które żyją z zaopatrywania tych wypraw. Wszyscy ci himalaiści
doskonale widzieli nędzę pakistańskich wieśniaków, żyjących w dolinach
Karakorum, na pograniczu z Indiami. Wielu z nich obiecało zrobić coś, żeby im
pomóc, jednak żaden nie traktował tych
obietnic poważnie i po powrocie do swych krajów zapominali o całej sprawie. Greg Mortenson wziął sobie
obietnicę do serca. Trzeci raz wymieniłem jego nazwisko, ale uważam że trzeba o
nim dużo mówić, bo to gościu wyjątkowy.
Po powrocie do Kaliforni zaczął się zastanawiać jak spełnić
obietnicę, potrzebował przede wszystkim pieniędzy. Z wykształcenia jest
sanitariuszem, a jego wielką pasją była wspinaczka. Między jedną górską
wyprawą, a drugą pracował na dyżurach w różnych szpitalach. Nie wynajmował
nawet mieszkania, bo szkoda mu było pieniędzy, które wolał przeznaczać na swoje
górskie eskapady. Dla zdobycia funduszy na budowę szkoły wysyłał setki listów
do celebrytów, pisarzy, prezenterów, itp. Efekt tych listów był mizerny, a
właściwie żaden. Fundusze zdobył dopiero po tym jak jego znajomy opublikował w
czasopiśmie dla miłośników gór artykuł, w którym przedstawił jego historię i
plany.
Oczywiście od zdobycia funduszy była jeszcze daleka droga do
budowy szkoły Trzeba było wytargować i zakupić materiały budowlane na
pakistańskich bazarach, co wcale nie jest łatwe. Trzeba było również
przetransportować te materiały w
niedostępne góry niebezpiecznymi drogami, z których większość wiedzie na
przepaścią. Szlak, po którym Mortenson musiał jechać to najwyżej położona droga
na świecie. Zarówno kupując jak i transportując materiały budowlane były
himalaista potrafił zjednać sobie przypadkowych ludzi i przekonać ich do idei
budowy szkoły dla biednych, wiejskich dzieci. Angażując całą siłę swojej woli i
całą swoją pasję, którą do tamtego czasu poświęcał wyprawom wspinaczkowym,
pokonując wiele problemów doprowadził do zbudowania szkoły we wsi Korphe.
W trakcie realizacji swojej obietnicy przekonał się, że
szkół brakuje w wielu górskich wioskach na północy Pakistanu. Postanowił
poświęcić resztę życia, żeby to zmienić. Greg Mortenson twierdzi, że jest to
jedyna dobra metoda walki z terroryzmem, jedyny sposób, żeby odciąć napływ
ciemnych, niewyedukowanych ochotników do fanatycznych organizacji talibów.
Dzięki jego staraniom i zaangażowaniu zbudowano już w górskich wioskach
kilkadziesiąt szkół. Jego upór i silna wola pozwoliły zjednoczyć ludzi różnych
narodowości i różnych religii. Doprowadził nawet do tego, że szyickie
duchowieństwo wspiera go w budowaniu szkół dla dziewczynek.