Tak
samo jak największą mniejszością narodową w Irlandii są Anglicy, największą
mniejszością narodową w Anglii są Hindusi. W przypadku Irlandii nie wydaje się
to niczym nadzwyczajnym, wszak Anglia jest bardzo blisko, jednak w przypadku
Anglii i Indii, kraje te są od siebie dość odległe. Duża liczba hinduskich
imigrantów wynika z długotrwałego (kilkusetletniego) związku między Anglią i
Indiami. Dosadnie mówiąc związek ten polegał na brutalnym podbijaniu,
ujarzmianiu i okupowaniu Indii przez Anglików, chociaż w oficjalnych
komunikatach i publikacjach jest to określane bardziej oględnie.
To
właśnie podczas tego podbijania Hindusów zdobywał sławę Artur Wellesley,
późniejszy książę Wellington – pogromca cesarza Napoleona Bonaparte. Na
początku XIX wieku Indie nie były jeszcze jednolitym krajem ale raczej
federacją mniejszych królestw, a ludność miała raczej ograniczoną świadomość
przynależności narodowej. Jedne królestwa sprzymierzały się z Anglikami sądząc,
że umożliwi im to dalsze funkcjonowanie i rozwój, a inne zdawały sobie sprawę,
że takie sprzymierzenie oznacza dominację Kompani Wschodnioindyjskiej i angielską okupację.
W
1803 roku Artur Wellesley wyruszył z niewielką armią, żeby spacyfikować takie
właśnie królestwa, które nie zamierzały poddać się dobrowolnie Anglikom. Kilka
sprzymierzonych ze sobą królestw zaczęło się zbroić i tworzyć wielką armię, jej
dowodzenie oraz wyszkolenie powierzyli europejskim oficerom. Przeważnie byli to
dezerterzy z królewskiej armii angielskiej lub z wojsk Kompani Wschodnioindyjskiej,
którzy przeszli na stronę Marathów – sprzymierzonych przeciw Anglikom królestw.
skuszeni wysokim wynagrodzeniem i możliwością awansu.
Zbuntowane
przeciw brytyjskiej ekspansji Marthhy gromadziły więc ogromną armię, na którą
składały się oddziały Sipajów dowodzone przez najemników, artyleria (ponad 100
armat) i oddziały Arabów. Przeważającą część tej armii (około 80 tysięcy) stanowili jeźdźcy, których morale
było raczej słabe, nie nadawali się do szarży na uzbrojonych żołnierzy, ale
byli zdolni do ścigania, zabijania i grabieży. Była to więc typowa armia
najemna, po części skuszona zapłatą, a po części łupami.
Między
gromadzącą się armią Marathów, a wojskiem brytyjskim (brytyjskim z nazwy, bo
składało się w większości z Hindusów) pod dowództwem Artura Welesleya
znajdowało się mocno ufortyfikowane miasto Ahmednagar. Obrońcy liczyli na to,
że jego zdobywanie potrwa kilka tygodni, najgorsi pesymiści spodziewali się, że
potrwa to trzy dni – dwa na zrobienie wyłomu w murach i jeden na szturm, ale
nikt nie przypuszczał że zdobycie miasta potrwa 20 minut.
Mimo
dużej ilości armat i strzelców na murach Welesley rozkazał swoim żołnierzom
szturmować je za pomocą drabin, gdy tylko jego armia podeszła pod miasto. Nie
było żadnego oblężenia ani ostrzeliwania, przystawiono 4 (cztery) drabiny, po
których szkoccy żołnierze wdarli się za mury, zdobyli bramę i wpuścili armię do
miasta. Decyzja o szturmie po drabinach była ryzykowna, ale powodzenie szturmu
złamało ducha i podkopało morale nie tylko w obrońcach, lecz także w całej
gromadzącej się hinduskiej armii. Welesley przekonał się , że szybka decyzja
jest lepsza niż mądra i przemyślana, bo
taka mogłaby być spóźniona.
Później
zastosował taką samą taktykę pod Assaye, gdzie zgromadziła się cała armia zbuntowanych
Marathów. Zaatakował ją z marszu pomimo, że była prawie 10 razy liczniejsza od jego
wojska i wyposażona w dużo większą liczbę armat. Nie czekał na przybycie swoich
odwodów, które były w pobliżu i mogły podwoić jego siły. Uderzył z tymi żołnierzami,
których miał przy sobie nie zostawiając Marathom czasu ani inicjatywy. Zaryzykował
natychmiastowy atak, sam uczestniczył w szarży i zabito pod
nim dwa konie.
Hinduscy
wodzowie ufając ogromnej przewadze
liczebnej nie spodziewali się bitwy pod Assaye przegrać. Mieli ustawione w
linii wojska i armaty i brakowało im elastyczności, żeby odpowiednio zareagować
na wściekły atak Brytyjczyków w jedno konkretne miejsce. Niewątpliwie pomogły też wieści o szybkim zdobyciu Ahmednagar, które wzbudzały w Hindusach respekt. Morale ich żołnierzy
było już tak słabe, że zdecydowana szarża niewielkich wojsk Welesleya wywołała
ich popłoch, porzucenie wszystkich armat i ucieczkę.