Batalia o Normandię po desancie aliantów
w czerwcu 1944 roku w dalszej perspektywie była batalią o całą Francję.
Największym problemem Niemców w tej
kampanii był fakt, że dowodził nimi osobiście Hitler ze swojej kwatery w
Kętrzynie. Jego wizja sytuacji strategicznej była mocno odrealniona i nie uwzględniała
rzeczywistej sytuacji, jednak głównodowodzący
armiami niemieckimi na zachodzie nie mógł podjąć żadnej decyzji bez jego
akceptacji. Utrudniało to bardzo sprawne dowodzenie, bo rozkazy wymagały
szybkiego wykonania, a nie długiego oczekiwania na akceptację. Hitler obarczał
winą za złe dowodzenie głównodowodzących, najpierw Runstrdta którego 2 lipca
odwołał i zastąpił generałem von Kluge, później 20 lipca w Kętrzynie miał
miejsce zamach i Hitler podejrzewał wszystkich o zdradę. Po swoim odwołaniu von
Kluge został stracony.
Alianci mieli
problem ze współpracą, bo chociaż teoretycznie i oficjalnie dowódcą alianckich
sił lądowych był brytyjski generał Montgomery to w praktyce generał Bradley,
dowodzący armiami amerykańskimi wcale nie uważał się za jego podwładnego.
Przyjmował on jego rozkazy jako propozycje co wywołało pewne komplikacje
zwłaszcza przy uszczelnianiu okrążenia pod Falaise. Poza tym setki alianckich
żołnierzy zabiły amerykańskie bomby. Doszło do tego, ze alianci bali się
nalotów na równi z Niemcami, bo nigdy nie było wiadomo na kogo polecą bomby.
Wszystkie alianckie jednostki pancerne wyposażone były prawie wyłącznie w szermany,
czołgi produkowane masowo zapewne ze względu na niskie koszty. Szermany miały
cienki pancerz i benzynowy silnik, żołnierze mówili na nie „ronsony”, bo
zapalały się za pierwszym razem – przy pierwszym trafieniu.
Zamknięcie w sierpniu 1944 roku w
okrążeniu na wschód od Falaise kilkunastu niemieckich dywizji właściwie
przesądziło o wyniku dalszej wojny we Francji. Części Niemców udało się uciec
przez luki w okrążeniu porzucając cały sprzęt, a część uciekła na wschód przed
zamknięciem kotła. Około 50 tysięcy dostało się jednak do niewoli, a około 15
tysięcy zginęło, głównie podczas zamykania okrążenia. Naciskane przez aliantów
od zachodu, południa i północy,
niemieckie oddziały wiały szybko na wschód. Przerwanie tej ucieczki i
zamknięcie kotła wymagało zajęcia miejscowości Chambois i wzgórza i wzgórza 262
- Mont Ormel - panowanie nad tym,
wzgórzem pozwalało na wgląd w pole bitwy i kierowanie artylerią.
Montgomery nie mógł rozkazywać
Amerykanom, a armie brytyjskie znajdowały się po zachodniej stronie kotła
powierzył więc to zadanie kanadyjskiej 1 Armii, w skład której wchodziła Polska Dywizja Pancerna
generała Maczka. Polacy mieli nacierać razem z Kanadyjczykami, którzy jednak
zostali w tyle. Polska dywizja była
bardziej sprawna, a żołnierze byli napompowani żądzą walki z Niemcami, bo w
Warszawie właśnie trwało powstanie, którego losy pilnie śledzili. Część
polskiej dywizji obsadziła miasteczko Chambois, w którym Polacy spotkali
amerykańskie czołówki reszta zajęła wzgórze 262, na którym się okopała w nocy
19 sierpnia w nocy.
Wytrwali na tym wzgórzu aż do godzin
popołudniowych 21 sierpnia praktycznie ciągle walcząc w całkowitym oblężeniu,
bo Niemcy atakowali ich od strony kotła i od zewnątrz. Za wszelką cenę chcieli
zdobyć to wzgórze z którego Polacy koordynowali ostrzałem artylerii, kierując
go na strumień wyciekających z kotła niemieckich formacji. Parli tak mocno, że
w niektórych miejscach dochodziło do walki wręcz. Gdy na wzgórze dotarli wreszcie
kanadyjscy grenadierzy Polacy nie mieli już amunicji. Straty w ludziach były
duże i chociaż część polskich żołnierzy walczyła już wcześniej w kampanii w
1939 roku w Polsce lub w kampanii francuskiej w 1940 roku, to dla dywizji jako
formacji była to pierwsza bitwa – chrzest bojowy.
Prawie tysiąc żołnierzy generała Maczka spoczywa
na cmentarzu w Normandii.
Wszędzie piszą, że to pierwsze zwycięstwo
aliantów, czyżby naprawdę tak było? Rozważania sprzymierzonych – Anglii i
Francji na temat wysadzenia desantu, który miał wspomóc Finów w wojnie z
Sowietami zaczęły się w zimie 1940 roku. Te zamierzenia miały skutek z jednej
strony dobry, bo zaniepokojony tym Stalin dość szybko zawarł pokój z Finami. Z drugiej
strony fakt, że nie zdążyli przesłać pomocy Finom trochę pozbawił aliantów jasnego
celu desantu. Cała machina została już jednak wprawiona w ruch i chociaż cała impreza
miała pewnie tylu samo zwolenników co przeciwników, desant jednak wyruszył.
Pewnie na skutek jakichś kompromisów
ekspedycja nie była wielka. Anglicy nie mogli się spodziewać, że takli nieduży desant pozwoli
im długo utrzymać fiord i urządzać tam bazę wypadową dla okrętów Royal Navy.
Jeżeli chcieli przeszkodzić hitlerowcom w transporcie szwedzkiej rudy żelaza,
to chyba nie wybrali odpowiedniej poru roku, bo Niemcy korzystali z tej
okrężnej północnej trasy tylko wtedy, gdy zamarzały bałtyckie porty. W środku
ostrej zimy, a nie w maju. Tak czy owak w pierwszych dniach czerwca alianci zostawili
Niemcom i Narwik i cały fiord. Trudno mówić o sukcesie, nie osiągnięto żadnego
celu operacyjnego, co najwyżej były to kosztowne ćwiczenia w czasie, których wielu
ludzi straciło żucie.