środa, 22 lipca 2020

Gry Stalina


Przypominały igranie z ogniem, a fakt że mimo wszystko odnosił sukcesy nie wynikał wcale z jego mądrości i dalekowzroczności ale raczej z pełnego  dziwnych i nieoczekiwanych zwrotów w postępowaniu jego politycznych partnerów. Zarówno Hitler jak i zachodni alianci postępowali nieracjonalnie i niezrozumiale dając Stalinowi prezenty i to właściwie oni byli twórcami jego potęgi.

Weźmy na przykład sprawę pomocy dla Sowietów, miliony ton materiałów wojennych od sierpnia 1941 roku alianci zaczęli wysyłać pociągami przez Iran i statkami do Murmańska i Archangielska w Zatoce Kolskiej. Korzystając z tej pomocy Sowieci 1944 roku spacyfikowali Finlandię i dopiero po udanym desancie aliantów w Normandii, Stalin przerzucił wszystkie siły do Europy wschodniej, żeby zdobyć „wyzwolić” jak najwięcej przed aliantami.

Konwoje statków z pomocą cały czas pływały, nawet wtedy gdy Sowieci „wyzwolili” Polskę i całe Bałkany. Nawet wtedy, gdy Stalin zdobył Wiedeń, a jego armie stanęły nad Łabą z lufami skierowanymi na aliantów pod koniec kwietnia 1946 roku. Mniej więcej w tym czasie do Zatoki Kolskiej dotarł przedostatni konwój z pomocą dla Sowietów chociaż wszyscy już wtedy mówili o trzeciej wojnie, a jeszcze później 20 maja 1945 roku dotarł do Sowietów jeszcze jeden konwój z pomocą. Gdyby więc III wojna naprawdę wybuchła Stalin walczyłby z aliantami korzystając z amerykańskiego sprzętu.



Termin rozpoczęcia inwazji III Rzeszy na  Rosję Radziecką w czerwcu 1941 roku był może zaskoczeniem, chociaż to że atak nastąpi nie był dla nikogo tajemnicą. Po przyłączeniu się do państw osi Japonii – odwiecznego wroga Sowietów we wrześniu 1940 roku w grudniu tego samego roku Stalin zażądał od Hitlera kontroli nad cieśniną Bosfor, całej Bułgarii i kontroli nad cieśniną między Bałtykiem, a Morzem Północnym. Te roszczenia przesądziły o wybuchu wojny, który był już tylko kwestią czasu.
Być może Stalin liczył na wartość bojową swojej armii, która jednak nie była jednolitą zintegrowaną siłą, składała się z przedstawicieli różnych narodów przymusowo wcielonych do wojska. Ich posłuszeństwo było wymuszone przez NKWD i raczej nie nadawali się oni do walki. Masowo poddawali się Niemcom, zwłaszcza te oddziały składające się z chłopów, którzy byli przekonani, że nie może ich spotkać nic gorszego od stalinizmu. Podobne zdanie miała cała ludność Białorusi i Ukrainy, na której Stalin zagłodził miliony chłopów podczas przymusowej kolektywizacji rolnictwa. Nie kochali oni Stalina i jego terroru, a żołnierzy Wermachtu witali jak wyzwolicieli, kwiatami.

Hitler mógł zakończyć wojnę zwycięsko potraktować Białorusinów i Ukraińców  jak sojuszników, zwrócić ziemię chłopom, a z jeńców natychmiast sformować oddziały pomocnicze. Hitler jednak realizował swoją rasistowską politykę, dzięki której doszedł do władzy. Pragmatyzm musiał ustąpić przed ideologią, podział na ludzi i podludzi sprawił, że nie tylko nie oddał ziemi chłopom,  ale stosował terror wobec ludności cywilnej, a jeńców zamknął za drutem kolczastym i zagłodził na śmierć. Tak właśnie Hitler zrobił Stalinowi prezent konsolidując większość podbitych przez Stalina narodów do walki z Niemcami.


niedziela, 5 lipca 2020

Zwycięstwo "Kruka"


W bitwę morską u sycylijskiego przylądka Eknomos w 256 roku p. n.e. zaangażowane były ogromne siły i środki zarówno ze strony Rzymian jak Kartagińczyków. Po obu stronach łącznie wzięło w niej udział łącznie około siedmiuset galer bojowych. Każda napędzana była siłą mięśni 250 lub 300 wioślarzy – przeważnie niewolników. Na każdej płynęło kilkudziesięciu członków załogi i około sześćdziesięciu żołnierzy. Rzymianie, jak ktoś napisał w wikipedii - Przy stracie 24 własnych okrętów zatopili 30 okrętów wroga, a dalsze 64 zdobyli. Kartagińczycy stracili prawie 40 000 zabitych i wziętych do niewoli. Liczba 40 tysięcy obejmuje oczywiście również wioślarzy – niewolników, którzy zatonęli z okrętami lub zmienili właścicieli, być może część z nich była Rzymianami i odzyskała wolność. Nawet w całej kartagińskiej flocie nie było 40 tysięcy Kartagińczyków, a przecież większość ich okrętów uszła. Od czasu tej bitwy skończyło się panowanie Kartagińczyków na morzu.

Nie jest zresztą pewne czy Kartagińczycy to właściwa nazwa, bo chociaż w tamtych czasach miasto Kartagina – założone przez Fenicjan w VII w. p. n. e. – było ich stolicą Rzymianie nazywali ich Punijczykami. Ci spadkobiercy i potomkowie Fenicjan władali licznymi koloniami na północnym wybrzeżu Afryki i południowym wybrzeżu Hiszpanii. Ich biegłość w żeglowaniu niemiała sobie równych i nikt nie kwestionował ich panowania na wodach Morza Śródziemnego. Sposób ich walki polegał na przebijaniu taranem wrogich okrętów i zatapianie ich w ten sposób. Taranowanie sprawdzało się w potyczkach, w których mieli przewagę jednak w dużych bitwach ujawniła się jego wada. Po wbiciu tarana we wrogą jednostkę okręt był chwilowo unieruchomiony, podatny na tarany innych wrogich okrętów lub abordaż. Poza tym skuteczne taranowanie wymagało rozpędzenia do dużej prędkości wielotonowego okrętu, po pierwszym taranowaniu trzeba było wyrwać taran z wrogiego okrętu i rozpędzać się od zera. Nadanie okrętowi prędkości umożliwiającej taranowi przebicie poszycia wrogiego okrętu wysysało z wioślarzy dużo sił i dowódca galery musiał uważać, żeby nie „zatarł mu się silnik”, bo zbytnio zmęczeni wioślarze przestawali reagować nawet na bat i okręt tracił napęd, stając się całkowicie bezbronny.


Rzymianie zostali właściwie zmuszeni do podęcia zmagań na morzu podczas I Wojny Punickiej. Nie mieli żadnych morskich tradycji ale urządzili ogromną stocznię koło portu w Ostii i zbudowali dużą flotę galer bojowych, wymyślili też sposób jak wykorzystać na okrętach legionistów. Rzymskie legiony były już wówczas niezwyciężone na lądzie ale ich siła polegała na dyscyplinie i utrzymywaniu szyku, walce przy pomocy ogromnych tarcz. W żaden sposób nie nadawali się do klasycznego abordażu, przeskakiwania nad wodą z okrętu na okręt. Trzeba było wymyślić sposób, żeby żołnierze  mogli przejść na wrogi okręt w szyku i Rzymianie to zrobili. Wymyślili długą i ciężką, dość szeroką rampę na zawiasie, która spadała na pokład wrogiego okrętu wbijając w niego specjalne szpikulce, rampę nazwano krukiem. Po „kruku” oddział legionistów mógł w szyku przejść na okręt wroga i tam się rozwinąć.

czwartek, 18 czerwca 2020

Bohater niewyklęty


W naszej historii nie mamy wielu takich jednoznacznych i niekontrowersyjnych postaci, których patriotyzm i bohaterstwo są tak ewidentne i nie podlegają żadnym weryfikacjom. Pułkownik Julian Filipowicz dowodził Wołyńską Brygadą Kawalerii, która w pierwszych dwóch dniach września stoczyła bitwę pod Mokrą z niemiecką Czwartą Dywizją Pancerną (4 D. Panc.) i dała wermachtowi takie baty, że zyskała sobie przydomek „Żelaznej Brygady”
Była to jedyna bitwa w całej wrześniowo – październikowej kampanii obronnej stoczona na taką skalę z tak jednoznacznym wynikiem. Wykorzystując umiejętnie wsparcie pociągu pancernego Brygada dowodzona przez pułkownika Filipowicza nie tylko zatrzymała niemieckie natarcie ale unieszkodliwiła około 30% z 425 czołgów i innych pojazdów pancernych, którymi  dysponowała 4 Dywizja Pancerna. Dokonali tego pomimo nalotów i braku broni przeciwlotniczej.
Żelazna Brygada również poniosła w tej bitwie duże straty, a w przeciwieństwie do swego przeciwnika -  4 D. Panc. nie miała co liczyć na uzupełnienia w ludziach i sprzęcie, nie mogła nawet spodziewać się regularnych dostaw amunicji i prowiantu. Dlatego po kilku kolejnych bitwach przestała samodzielnie istnieć, a jej przetrzebione pułki zostały przydzielone do innych formacji.

Pułkownik Filipowicz brał udział w walkach prawie do końca września, a później, po kapitulacji w cywilnym ubraniu przedostał się do Warszawy i włączył się w działalność konspiracyjną. Został aresztowany przez gestapo na początku 1940 roku ale uciekł z więzienia na Pawiaku i przeniósł się do Krakowa. Do marca 1941 roku tworzył struktury konspiracyjne Okręgu Krakowskiego, którego był dowódcą. Ponownie aresztowany został tak skatowany, że gestapowcy uznali go omyłkowo za zmarłego i wywieźli do kostnicy skąd uciekł gdy się ocknął. Nigdy już jednak nie odzyskał zdrowia, zmarł w 1945 roku.

poniedziałek, 11 maja 2020

Falaise - krwawy chrzest


Batalia o Normandię po desancie aliantów w czerwcu 1944 roku w dalszej perspektywie była batalią o całą Francję. Największym problemem Niemców w tej  kampanii był fakt, że dowodził nimi osobiście Hitler ze swojej kwatery w Kętrzynie. Jego wizja sytuacji strategicznej była mocno odrealniona i nie uwzględniała rzeczywistej sytuacji, jednak głównodowodzący  armiami niemieckimi na zachodzie nie mógł podjąć żadnej decyzji bez jego akceptacji. Utrudniało to bardzo sprawne dowodzenie, bo rozkazy wymagały szybkiego wykonania, a nie długiego oczekiwania na akceptację. Hitler obarczał winą za złe dowodzenie głównodowodzących, najpierw Runstrdta którego 2 lipca odwołał i zastąpił generałem von Kluge, później 20 lipca w Kętrzynie miał miejsce zamach i Hitler podejrzewał wszystkich o zdradę. Po swoim odwołaniu von Kluge został stracony.


Alianci mieli problem ze współpracą, bo chociaż teoretycznie i oficjalnie dowódcą alianckich sił lądowych był brytyjski generał Montgomery to w praktyce generał Bradley, dowodzący armiami amerykańskimi wcale nie uważał się za jego podwładnego. Przyjmował on jego rozkazy jako propozycje co wywołało pewne komplikacje zwłaszcza przy uszczelnianiu okrążenia pod Falaise. Poza tym setki alianckich żołnierzy zabiły amerykańskie bomby. Doszło do tego, ze alianci bali się nalotów na równi z Niemcami, bo nigdy nie było wiadomo na kogo polecą bomby. Wszystkie alianckie jednostki pancerne wyposażone były prawie wyłącznie w szermany, czołgi produkowane masowo zapewne ze względu na niskie koszty. Szermany miały cienki pancerz i benzynowy silnik, żołnierze mówili na nie „ronsony”, bo zapalały się za pierwszym razem – przy pierwszym trafieniu.


Zamknięcie w sierpniu 1944 roku w okrążeniu na wschód od Falaise kilkunastu niemieckich dywizji właściwie przesądziło o wyniku dalszej wojny we Francji. Części Niemców udało się uciec przez luki w okrążeniu porzucając cały sprzęt, a część uciekła na wschód przed zamknięciem kotła. Około 50 tysięcy dostało się jednak do niewoli, a około 15 tysięcy zginęło, głównie podczas zamykania okrążenia. Naciskane przez aliantów od  zachodu, południa i północy, niemieckie oddziały wiały szybko na wschód. Przerwanie tej ucieczki i zamknięcie kotła wymagało zajęcia miejscowości Chambois i wzgórza i wzgórza 262 - Mont Ormel  - panowanie nad tym, wzgórzem pozwalało na wgląd w pole bitwy i kierowanie artylerią.

 

 


Montgomery nie mógł rozkazywać Amerykanom, a armie brytyjskie znajdowały się po zachodniej stronie kotła powierzył więc to zadanie kanadyjskiej 1 Armii, w skład  której wchodziła Polska Dywizja Pancerna generała Maczka. Polacy mieli nacierać razem z Kanadyjczykami, którzy jednak zostali w tyle.  Polska dywizja była bardziej sprawna, a żołnierze byli napompowani żądzą walki z Niemcami, bo w Warszawie właśnie trwało powstanie, którego losy pilnie śledzili. Część polskiej dywizji obsadziła miasteczko Chambois, w którym Polacy spotkali amerykańskie czołówki reszta zajęła wzgórze 262, na którym się okopała w nocy 19 sierpnia w nocy.

 

 


Wytrwali na tym wzgórzu aż do godzin popołudniowych 21 sierpnia praktycznie ciągle walcząc w całkowitym oblężeniu, bo Niemcy atakowali ich od strony kotła i od zewnątrz. Za wszelką cenę chcieli zdobyć to wzgórze z którego Polacy koordynowali ostrzałem artylerii, kierując go na strumień wyciekających z kotła niemieckich formacji. Parli tak mocno, że w niektórych miejscach dochodziło do walki wręcz. Gdy na wzgórze dotarli wreszcie kanadyjscy grenadierzy Polacy nie mieli już amunicji. Straty w ludziach były duże i chociaż część polskich żołnierzy walczyła już wcześniej w kampanii w 1939 roku w Polsce lub w kampanii francuskiej w 1940 roku, to dla dywizji jako formacji była to pierwsza bitwa – chrzest bojowy.

 

 


Prawie tysiąc żołnierzy generała Maczka spoczywa na cmentarzu w Normandii.

sobota, 2 maja 2020

Narwik - krwawe marnotrawstwo


Wszędzie piszą, że to pierwsze zwycięstwo aliantów, czyżby naprawdę tak było? Rozważania sprzymierzonych – Anglii i Francji na temat wysadzenia desantu, który miał wspomóc Finów w wojnie z Sowietami zaczęły się w zimie 1940 roku. Te zamierzenia miały skutek z jednej strony dobry, bo zaniepokojony tym Stalin dość szybko zawarł pokój z Finami. Z drugiej strony fakt, że nie zdążyli przesłać pomocy Finom trochę pozbawił aliantów jasnego celu desantu. Cała machina została już jednak wprawiona w ruch i chociaż cała impreza miała pewnie tylu samo zwolenników co przeciwników, desant jednak wyruszył.


 

 


Pewnie na skutek jakichś kompromisów ekspedycja nie była wielka. Anglicy nie mogli się  spodziewać, że takli nieduży desant pozwoli im długo utrzymać fiord i urządzać tam bazę wypadową dla okrętów Royal Navy. Jeżeli chcieli przeszkodzić hitlerowcom w transporcie szwedzkiej rudy żelaza, to chyba nie wybrali odpowiedniej poru roku, bo Niemcy korzystali z tej okrężnej północnej trasy tylko wtedy, gdy zamarzały bałtyckie porty. W środku ostrej zimy, a nie w maju. Tak czy owak w pierwszych dniach czerwca alianci zostawili Niemcom i Narwik i cały fiord. Trudno mówić o sukcesie, nie osiągnięto żadnego celu operacyjnego, co najwyżej były to kosztowne ćwiczenia w czasie, których wielu ludzi straciło żucie.