sobota, 28 listopada 2015

Bałakława i Okudżawa

Bałakława i Okudżawa. Co mają ze sobą wspólnego? Zupełnie nic. Może dlatego, że obie te nazwy brzmią podobnie przechowuję je w pamięci blisko siebie.

Zielone wzgórza Bałakławy od 30 lat, czyli od chwili gdy przeczytałem o Wojnie Krymskiej, kojarzą mi się z szarżą angielskiej Lekkiej Brygady Kawalerii na rosyjskie armaty. Szarża skończyła się praktycznie rozstrzelaniem prawie całej brygady. Jednak do dzisiejszego dnia Anglicy wspominają tą szarżę i są dumni z bohaterstwa kawalerzystów, co najmniej tak samo jak Polacy z bohaterstwa uczestników Powstania Warszawskiego. W tym samym dniu bitwy pod Bałakławą powstało i przeszło do historii określenie „cienka czerwona linia”, gdy ustawieni w dwóch szeregach i ubrani tradycyjnie na czerwono strzelcy szkoccy, powstrzymali ogniem karabinowym dwie szarże rosyjskich huzarów.


Zupełnie inne skojarzenia wiążą się z Bułatem Okudżawą. Pamiętam, że rodzice puszczali go, a nawet śpiewali przy okazji zakrapianych imprez w latach 70-siątych. Słuchanie go nie było niby nielegalne ale właściwie niepożądane i nieoficjalnie zwalczane przez ówczesną władzę. Każdy zdawał sobie sprawę, że śpiewając o czarnym kocie Okudżawa ma na myśli Stalina, a śpiewając o papierowym żołnierzu myśli o kościuszkowcach.


„... porządek taki świat zawsze znał
gdy stoisz z prawej, będziesz stał,
a gdy w przód chcesz iść, pamiętaj że
masz lewej strony trzymać się” 
Okudżawy już nie ma, ciekawe której strony dzisiaj radziłby nam się trzymać i czego życzyłby nam „wsiem po niemnożku”


Brytyjskie fortece pod żaglami

Gdyby się tak dobrze zastanowić to trzeba stwierdzić, że język angielski jest najbardziej rozpowszechniony na świecie. Pomijając fakt, że jest on w wielu krajach językiem urzędowym, na wszystkich kontynentach istnieje wiele państw, państewek i terytoriów, w których można się swobodnie porozumiewać w języku angielskim. Takie rozpowszechnienie języka pozostaje w ścisłym związku z brytyjskim panowaniem na morzach i oceanach. Setki angielskich statków handlowych mogły swobodnie kursować do Indii, wysp Oceanu Indyjskiego i Spokojnego, basenu Morza Karaibskiego itd. Supremację handlu brytyjskiego na morzach  zapewniała angielska marynarka wojenna – Royal Navy. Praktycznie od drugiej połowy XVIII wieku do początków XX wieku brytyjskie okręty wojenne panowały na wszystkich morzach i oceanach niepodzielnie.

Cała wielkość, potęga i całe bogactwo Anglii stworzone zostało właśnie dzięki tym pływającym fortecom. Mimo prostych urządzeń nawigacyjnych, zależności od siły i kierunku wiatrów i braku łączności poza zasięgiem wzroku Royal Navy była w stanie już w XVIII i na początku XIX wieku zaplanować i przeprowadzać operacje wojskowe w dowolnych zakątkach świata. Takie operacje były przeprowadzane na Atlantyku, Pacyfiku, Morzu Śródziemnym, Karaibskim, Północnym, Bałtyckim .... Podczas wojen napoleońskich Royal Navy miała ponad 700 okrętów różnej wielkości (według angielskiej wikipedii), na których pływało prawie   200 tysięcy osób. 160 spośród tych okrętów to były okręty liniowe podobne do HMS „Victory”.



Wyporność tego okrętu jest większa od wyporności wszystkich okrętów polskiej floty biorącej udział w bitwie pod Oliwą około 150 lat przed zbudowaniem „Victory”. Podobnie jak jego siła ognia ze 110 potężnych armat. Załoga HMS ”Victory” składała się z 850 osób. Marynarze mieli do dyspozycji 3 pokłady działowe, mogli tam spać jadać, przebywać, podczas kilku lub kilkunastomiesięcznego rejsu. Na okrętach liniowych marynarze mieli pewien komfort, każdy z nich mógł mieć dla siebie prywatne miejsce. Inaczej było na mniejszych okrętach, na których było tak mało przestrzeni, że musieli sypiać na zmiany w tych samych hamakach rozwieszonych ciasno i piętrowo. Gdy jedna zmiana pracowała, druga mogła korzystać z hamaków, niestety trochę się przy tym obijając o sąsiadów w rytm przechyłów okrętu.

Duża liczebność załóg była wymuszona faktem, że do połowy XIX wieku kiedy zaczęły się  pojawiać parowce, jedynymi urządzeniami napędowymi okrętów były rozciągnięte na masztach żagle. Taki okręt liniowy miał kilkadziesiąt żagli o łącznej powierzchni 1,5 – 2 hektarów. Kiedyś miałem 300 metrową działkę, więc wiem że 2 hektary to całkiem spora powierzchnia. Wszystkie te żagle były rozwijane, zwijane, ustawiane, napinane za pomocą dużej ilości różnych lin, co wymagało pracy fizycznej określonej ilości osób. Duża liczba załogi okrętów wojennych wymuszała z kolei załadunek określonej ilości prowiantu i słodkiej wody, żeby wystarczyło dla kilkuset ludzi na kilka miesięcy. Dużo miejsca zajmowały też zapasy artyleryjskie – proch i kule dla kilkudziesięciu armat, na kilkaset strzałów dla każdej. Do tego każdy okręt zabierał zapasowe żagle, liny, drzewca ... Dla załóg pozostawało niewiele miejsca. Przez okręty wojenne w tamtych czasach przewinęły się setki tysięcy osób i chyba nie było żadnej angielskiej rodziny, której przynajmniej jeden członek nie pływał w Royal Navy.




Życie na żaglowcach Royal Navy w czasach wojen napoleońskich bardzo realistycznie opisał C. S. Forester w cyklu 12 powieści o Hornblowerze. Opisał w nich kilkudziesięcioletnią karierę tej fikcyjnej postaci w marynarce wojennej, od aspiranta do admirała. Poważnym problemem dowódcy każdego okrętu żaglowego było utrzymanie dyscypliny i posłuchu dużej grupy ludzi stłoczonych na niewielkim okręcie. Proste, a właściwie prymitywne przyrządy nawigacyjne przyczyniały się do tego, że kapitan nigdy nie miał pewności gdzie dokładnie znajduje się jego okręt, było to możliwe dopiero po zobaczeniu i zidentyfikowaniu wybrzeża. O ówczesnych trudnościach komunikacyjnych najlepiej świadczy sposób pisania międzynarodowych traktatów. Traktat Gandawski z 1814 roku na przykład, ustanawiający koniec wojny i pokój między Anglią i Stanami Zjednoczonymi obowiązywał po 12 dniach od ratyfikacji na Północnym Atlantyku, ale na Bałtyku po 40 dniach od ratyfikacji, a na Pacyfiku po 120 dniach.

sobota, 21 listopada 2015

Sława Excalibura

Potężny artefakt, miecz światła, cały czas trwa w świadomości milionów ludzi na całym świecie. Legendarny miecz z legendarnych czasów. Właściwie bardziej jest pewne, że nigdy nie istniał, niż to że kiedykolwiek był. Czasy króla Artura mogły mieć miejsce gdzieś w V wieku, jednak wtedy nie mogło być Kamelotu jako zamku z "życiem dworskim", bo nikt wtedy jeszcze nie budował w Anglii średniowiecznych zamków. Samo pojęcie rycerza też jest znacznie późniejsze, jedynie królów mieli Brytowie nadmiar. Tak to już jest z legendami arturiańskimi. Brytów już dawno nie ma na świecie, bo wyparli ich Sasi, Sasów podbili Normanowie,a legenda jest ciągle żywa. Jej pierwsze wersje powstały w czasach gdy duchowni byli jedynymi pisarzami na świecie nie mogą więc nikogo dziwić liczne wplecione  w nią wątki chrześcijaństwa.Każdy jednak słyszał o Excaliburze, miecz przetrwał jako pojęcie do dzisiejszych czasów.



My Polacy nie musimy jednak Brytyjczykom tak bardzo zazdrościć. Mamy przecież prawdziwy, historyczny artefakt. Miecz, który w przeciwieństwie do Excalibura jest materialny, istniał i nadal istnieje. Ostatnią wojnę przetrwał wywieziony do Kanady. Jest ostatnim istniejącym insygnium koronacyjnym Piastów. Szczerbiec, miecz który ma również swoją legendę, jak ten angielski. Podobno wyszczerbił go Bolesław Chrobry o bramę Kijowa. Legenda jednak mija się z prawdą, bo miecz powstał około 200 lat po panowaniu  Bolesława Chrobrego. Szczerba natomiast nie znajduje się na ostrzu, ale po środku głowni przy rękojeści, była przeznaczona do umieszczenia w niej relikwii.