W bitwę morską u sycylijskiego przylądka Eknomos w
256 roku p. n.e. zaangażowane były ogromne siły i środki zarówno ze strony
Rzymian jak Kartagińczyków. Po obu stronach łącznie wzięło w niej udział
łącznie około siedmiuset galer bojowych. Każda napędzana była siłą mięśni 250
lub 300 wioślarzy – przeważnie niewolników. Na każdej płynęło kilkudziesięciu członków
załogi i około sześćdziesięciu żołnierzy. Rzymianie, jak ktoś napisał w
wikipedii - Przy stracie 24 własnych
okrętów zatopili 30 okrętów wroga, a dalsze 64 zdobyli. Kartagińczycy stracili
prawie 40 000 zabitych i wziętych do niewoli. Liczba 40 tysięcy obejmuje
oczywiście również wioślarzy – niewolników, którzy zatonęli z okrętami lub
zmienili właścicieli, być może część z nich była Rzymianami i odzyskała
wolność. Nawet w całej kartagińskiej flocie nie było 40 tysięcy Kartagińczyków,
a przecież większość ich okrętów uszła. Od czasu tej bitwy skończyło się
panowanie Kartagińczyków na morzu.
Nie jest zresztą pewne czy Kartagińczycy to właściwa
nazwa, bo chociaż w tamtych czasach miasto Kartagina – założone przez Fenicjan
w VII w. p. n. e. – było ich stolicą Rzymianie nazywali ich Punijczykami. Ci
spadkobiercy i potomkowie Fenicjan władali licznymi koloniami na północnym
wybrzeżu Afryki i południowym wybrzeżu Hiszpanii. Ich biegłość w żeglowaniu niemiała sobie równych i nikt nie kwestionował ich panowania na wodach Morza
Śródziemnego. Sposób ich walki polegał na przebijaniu taranem wrogich okrętów i
zatapianie ich w ten sposób. Taranowanie sprawdzało się w potyczkach, w których
mieli przewagę jednak w dużych bitwach ujawniła się jego wada. Po wbiciu tarana
we wrogą jednostkę okręt był chwilowo unieruchomiony, podatny na tarany innych
wrogich okrętów lub abordaż. Poza tym skuteczne taranowanie wymagało
rozpędzenia do dużej prędkości wielotonowego okrętu, po pierwszym taranowaniu
trzeba było wyrwać taran z wrogiego okrętu i rozpędzać się od zera. Nadanie
okrętowi prędkości umożliwiającej taranowi przebicie poszycia wrogiego okrętu
wysysało z wioślarzy dużo sił i dowódca galery musiał uważać, żeby nie „zatarł
mu się silnik”, bo zbytnio zmęczeni wioślarze przestawali reagować nawet na bat
i okręt tracił napęd, stając się całkowicie bezbronny.
Rzymianie zostali właściwie zmuszeni do podęcia
zmagań na morzu podczas I Wojny Punickiej. Nie mieli żadnych morskich tradycji
ale urządzili ogromną stocznię koło portu w Ostii i zbudowali dużą flotę galer
bojowych, wymyślili też sposób jak wykorzystać na okrętach legionistów. Rzymskie
legiony były już wówczas niezwyciężone na lądzie ale ich siła polegała na
dyscyplinie i utrzymywaniu szyku, walce przy pomocy ogromnych tarcz. W żaden sposób nie nadawali się do klasycznego abordażu, przeskakiwania
nad wodą z okrętu na okręt. Trzeba było wymyślić sposób, żeby żołnierze mogli przejść na wrogi okręt w szyku i Rzymianie
to zrobili. Wymyślili długą i ciężką, dość szeroką rampę na zawiasie, która spadała
na pokład wrogiego okrętu wbijając w niego specjalne szpikulce, rampę nazwano krukiem.
Po „kruku” oddział legionistów mógł w szyku przejść na okręt wroga i tam się
rozwinąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz