Nie ma już dziś
wyścigu zbrojeń ani zimnej wojny między „Wschodem” i „Zachodem”.
Przynajmniej nie na taką skalę jak kiedyś. Mamy traktaty o zakazie prób z
bronią jądrową i o nie rozprzestrzenianiu broni jądrowej. Mamy wreszcie
organizacje międzynarodowe: ekologiczne, humanitarne i działające na
rzecz rozbrojenia. Może te organizacje nie są zbyt silne, ale to nie
siła jest ich domeną, raczej informacja. To właśnie informacją, a nie
siłą wpływają na działania rządów państw oraz zmieniają świadomość
światowej opinii publicznej. Poza tym powstało już sporo filmów
pokazujących co może nas spotkać po rozpętaniu konfliktu nuklearnego.
Obrazy naszej zniszczonej planety z tych filmów wniknęły do świadomości
milionów ludzi, którzy je oglądali. Utrwaliły w tych umysłach – miejmy
nadzieję – świadomość bezsensu totalnej wojny.
Zanim jednak podpisano traktaty, zanim powstały międzynarodowe
organizacje, zanim zaczęto produkować filmy wybijające ludziom z głów
dobrodziejstwa broni jądrowej, było inaczej. Świadomość opinii
publicznej była nakręcana spiralą zbrojeń. Ci którzy zarabiali na
produkcji broni jądrowej wbijali tej opinii do głów, że bomba atomowa to
cudowny lek na wszystko. Wiele państw poczuło się zagrożonych z powodu
nie posiadania broni jądrowej. Stany Zjednoczone chciały jej mieć jak
najwięcej. Ciągle ją ulepszały i produkowały. Coraz więcej.
Nikt nie myślał, że ilość tej wyprodukowanej już broni wystarczy, żeby zlikwidować
życie
na Ziemi, nawet kilkakrotnie. Panowało głębokie przekonanie, podsycane
zapewne przez branżę budowlaną, że najskuteczniejszą obroną przed bronią
masowego rażenia są schrony. Całe tony pieniędzy zostały wydane na ich
budowę. Powstawały podziemne miasta, wielopiętrowe bunkry i centra
dowodzenia. Panowała psychoza strachu, każdy Amerykanin chciał mieć
prywatny schron przeciwatomowy. W Polsce do dziś w pomieszczenia
schronów posiadają wszystkie budynki budowane w tamtym okresie, czyli w latach 50-60-siątych XX wieku. Kiedyś mieszkałem w takim budynku i te schrony widziałem. W innych państwach również budowano bunkry, a także całe podziemne miasta. Propaganda nakręciła psychozę i wojna totalna wisiała na włosku. Każdy,
nawet najdrobniejszy zatarg mógł zapoczątkować zagładę ludzkości.
W samym środku tej psychozy, w czasie gdy na atolu Bikini
przeprowadzano kolejne próby mające udoskonalić broń jądrową, czyli w
1957 roku Nevil Shute napisał powieść „Ostatni brzeg” Posługując się
prozą i poezją tak plastycznie i tak sugestywnie przedstawił obraz
planety po konflikcie nuklearnym, że przekaz trafiał do każdego
czytelnia. Trafił też do filmowców i w wersji filmowej zaczął zmieniać
świadomość ludzi i budzić refleksje nawet w najbardziej zatwardziałych
głowach. Ludzie zaczęli pojmować, że na nic im się nie przydadzą schrony
jeżeli nie będzie można z nich kiedyś wyjść. Tym bardziej, że gdyby
nawet przetrwali w nich kilkadziesiąt lat nie będzie po co wychodzić na
martwą planetę. Refleksja przekazu Nevila Shute zapoczątkowała pewien
proces, któremu zawdzięczamy późniejsze traktaty, itd. Nie wiadomo skąd w
nim się wzięła taka wizja w1957 roku ale może dzięki niej .... żyjemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz