Zawsze byłem zafascynowany reportażami Ryszarda
Kapuścińskiego. Imponowało mi, że on, dziennikarz z Polski miał okazję
rozmawiać z takimi ludźmi jak Idi Amin, Haile Sellasje czy Luis Armstrong.
Pochłaniałem jego relacje z Ameryki Południowej i Afryki, a także te zza naszej
wschodniej granicy, bo Kapuściński i tam podróżował. Ze swojej pierwszej swojej
podróży do Związku Radzieckiego napisał zbiór reportaży „Kirgiz schodzi z
konia”, później był tam jeszcze raz i napisał „Imperium” - reportaże o upadku
ZSRR.
O ile jednak Kapuściński odbywał podróże do odłączających
się republik, to inny nasz rodak Wojciech Jagielski po prostu tam przebywał,
głównie na Kaukazie. Podczas gdy większość korespondentów wojennych z całego
świata jeździła na Bałkany obserwować wojnę w byłej Jugosławii, on całe
miesiące spędzał w Tbilisi, Erewanie, Baku, Machaczkale, Groznym, itd.
Nawiązywał znajomości, rozmawiał z ludźmi, opłacał ochronę na terenach objętych
konfliktem. Na terenie całego Kaukazu porywanie ludzi dla okupu stało się
powszechnym i bardzo dochodowym procederem.
Jagielski opisał swoje kaukaskie spostrzeżenia w dwóch
książkach „Dobre miejsce do umierania” i „Wieże z kamienia”, które pozwalają, przynajmniej mi pozwoliły, pogłębić
i uporządkować wiedzę o tym zakątku świata. Nie muszę już bezkrytycznie wierzyć
w chaotyczne doniesienia mediów na temat incydentów w tym rejonie. Na Kaukazie
na terytorium nie większym od Polski żyje około stu bardzo wojowniczych i
kłótliwych narodów, które wyznają różne religie. Czasami nawet część jednego
chrześcijańskiego narodu zmienia wyznanie i staje się muzułmanami, jak na
przykład Adżarowie w Gruzji.
Dlatego wojna na Kaukazie tli się zawsze i tłumiona jest
tylko przez żelazną rękę okupanta. Dopóki okupantem było imperium rosyjskie był
tam względny spokój, ale gdy osłabło konflikty wybuchły z nową siłą. Nowo
powstałe imperium radzieckie musiało Kaukaz od początku podbijać. Dopóki było
mocne trwał pokój, a gdy zaczęło słabnąć, drżeć w posadach i rozpadać się na
Kaukazie znowu zawrzało. Generałowie rosyjscy umiejętnie wykorzystują i
podsycają nastroje narodowościowe, żeby jak najwięcej uzyskać dla siebie.
Dużo musieli wycierpieć Ingusze. Po zakończeniu II wojny
światowej Stalin wygnał z Kaukazu całe narody, które jego zdaniem wykazały zbyt
słabą wolę walki w obliczu zbliżających się wojsk hitlerowskich. Zesłał te
narody, wśród nich Inguszy na pustynie Kazachstanu i na Syberię. Połowa
zesłańców wyginęła, jednak minął czas Stalina i władze pozwoliły zesłanym
narodom wrócić na Kaukaz. Okazało się wtedy, że podczas gdy Czeczeni na
przykład zastali swoje domy zapuszczone, a pola zarośnięte, to Ingusze nie
zastali ich wcale, bo podczas ich nieobecności część ich ziem znalazła się w
granicach Osetii.
Sporo wycierpieli również Ormianie, jedni z pierwszych
chrześcijan, którzy uważają się za bezpośrednich potomków Noego, ponieważ w
okolicach Armenii osiadła po potopie biblijna Arka. Po pogromach w Turcji na
początku XX wieku, w których zginęło ich około 1,5 miliona, rozeszli się po
całym świecie. Jednak gdy pogromy zaczęli urządzać Azerowie spokrewnieni z
Turkami, Ormianie powiedzieli – dość i chwycili za broń. Wygnali mniejszość
Azerską z Górskiego Karabachu i pomimo, że oficjalnie jest on częścią
Azerbwejdżanu, w rzeczywistości jest autonomiczny. Obecnie można do Górskiego
Karabachu wjechać tylko od strony Armenii, bo granica z Azerbejdżanem jest
zamknięta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz